Stres i lęk

Tydzień pełen niepokoju mija dziś, wcale nie najlepiej. Były dni w których sięgałam po doraźny lek na uspokojenie, ostatnio brała m go nawet codziennie, bo nie radziłam sobie w każdej dziedzinie, w pracy, w domu. Do codziennych problemów doszła długo wyczekiwana wstępna diagnoza mojego bólu miejscach dotkniętych niedowładem lewostronnym po udarze. W ostatnim okresie ból się nasilił, w dodatku w okolicy lewego uda stał się również wrażliwy i nasilający się na dotyk, nie mówiąc już, ze boi w trakcie chodzenia i to coraz bardziej. Jestem po wizycie u ortopedy (to zaleciła mi neurolog po ostatniej konsultacji), mam skierowania na zdjęcia i wyniki z krwi, czeka mnie jeszcze USG lewej kończyny – mam w czwartek, może uda mi się pozbierać wszystkie wyniki zrobionych ostatnio badań z krwi i uda się je pokazać temu samemu lekarzowi i szybciej będzie diagnoza.

Dopiero wczoraj zauważyłam, jak nie wzięłam tego leku – Cloranxten, że jestem ospała, tak jakbym chciała odpocząć po ogromnym zmęczeniu, nic nie chciało mi się robić i w rezultacie 2 dni długiego weekendu po prostu spędziłam na nic nie robieniu. To mnie jeszcze bardziej zdołowało i dziś w ostatni dzień odpoczynku, wpadłam w panikę, że mam nic nie zrobione. Wcale mnie to jednak nie zmobilizowało, a wręcz przeciwnie, stałam się agresywna dla najbliższych i dla siebie, zdenerwowana. Wiem, zdaję sobie sprawę, że to silny napadowy lęk, nad którym nie jestem w stanie zapanować inaczej jak zdenerwowaniem. Teraz zastanawiając się nad tym, pomyślałam, że to może syndrom odstawienia leku, może już istotnie przez te kilka dni zdążyłam się uzależnić.

Muszę koniecznie porozmawiać o tym z psychologiem i na kontrolnej wizycie z psychiatrą.
Czuje się fatalnie, mam poczucie słabo spędzonego weekendu, nie odpoczęłam, mam wyrzuty sumienia, że nic konkretnego nie zrobiłam mimo, że tyle chciałam zrobić.

A najbardziej boli mnie to co co czuję i jak czuje się z moimi emocjami, które są złe. Napad paniki, że nie zdążę na jutro zrobić tego co powinnam, żale i złe emocje które skierowałam na najbliższą mi osobę, która w dodatku starała się pomóc w robieniu tego co muszę zrobić. Wcześniej kilkakrotnie popłakałam sobie z bezsilności, z żalu, że nie potrafię nic zrobić na niczym się skupić. Widzę, że znalazłam się w trochę trudnej sytuacji i wiem, że muszę sobie z tym poradzić. Mąż mi pomógł opanować te 2 trudne rzeczy i właściwie na resztę spraw nie mamy wpływu i tak już ich już nie zrobię. Postaram się odpocząć i spać bez leku a jutro zobaczę jak poradzę sobie w pracy i na ile uda mi się przeżyć go bez
leków.

To był sprawdzian jak sobie radzę bez leków i w obliczu trudnej diagnozy, bo jeszcze wczoraj martwiąc się o stan swojego zdrowia – kaletki maziowej- po prostu popłakiwałam sobie wbijając się w poczucie swojej beznadziejności. Czekam, że samo przejdzie bez leków. Z ogromną nadzieją idę się położyć spać i jutro próbować poradzić sobie i z lękiem i z paniką.