Majówka z tzw. długim weekendem to zawsze była czas pięknej wiosny, kwitnienia drzew owocowych i kwiatów w ogrodzie. W tym roku piękną pogodę miałam na początku kwietnia podczas urlopu i naszego wspaniałego wyjazdu. Tera nie ma pięknego maja, tylko deszczowa i chłodna pogoda, brak słońca, ciepła i urokliwego maja nie nastraja mnie optymistycznie, niestety.
Cały czas, z bardzo różnym natężeniem dopada mnie zły nastrój, a nawet depresja, to wszystko powiązanej jest ze złym nastrojem na bazie lęku, który tak naprawdę pojawia się bardzo niespodziewanie i paraliżuje mnie do tego stopnia, że nic nie jestem w stanie zrobić. Jeszcze jakoś zwlekam się z łóżka do pracy i to bardzo wcześnie, bo ze spaniem też są problemy (późno zasypiam i wcześnie się budzę podszyta lękiem). W pracy pracuję bardzo mechanicznie bez większego zaangażowania, też działam na bazie lęku, czy dam radę, czy zdążę, czy podołam nadmiarowi obowiązków…
W wolne dni nie bardzo jestem w stanie skupić się na czymś konstruktywnym, coś co dałoby mi jakąś satysfakcję. Mam napady płaczu, bez emocji i wczuwania się oglądam telewizję i czytam różne ciekawostki w internet, niewiele z tego pamiętając. Często boli mnie głowa i to mnie dodatkowo niepokoi, a kolejna diagnoza po USG kolan tym bardziej nie nastraja mnie optymistycznie. Czeka mnie kolejna długa droga dalszej diagnozy, może rehabilitacji a może i zabiegu operacyjnego, naprawdę nie daje mi powodów do radości, tylko przysparza mi kolejnych powodów do zmartwienia. Jakoś wyjątkowo ciężko przychodzi mi akceptacja tej sytuacji a tym samym wykrzesanie sił do zmagania się z chorobą i dolegliwościami. Czuję, że wszystko wymyka mi się spod kontroli, że poddaję się co chwilę i opadam z sił i tym bardziej źle znoszę tą sytuację. Przecież z problemami zdrowotnymi borykam się od zawsze, od dziecka, od kiedy pamiętam i zawsze miałam siłę aby walczyć, ale nie teraz, po udarze, teraz nie mam siły…
Każdy kolejny cios powala mnie na podłogę i nie bardzo mam siłę się podnieść mimo że bardzo się staram,że bardzo tego pragnę i chcę wierzyć, że jeszcze będzie dobrze. Nie chciałabym się nad sobą użalać, ale może to jest jakiś głos wołający o pomoc, że jestem w tym wszystkim samotna i nie podołam jak ktoś mi nie pomoże…