Tydzień dziewiąty – zaczynam coś robić

Mam powoli siłę na sprzątanie w domu i w ogrodzie, oczywiście na tyle ile mogę, bo schylanie nadal jest niedozwolone, ale po raz pierwszy przyjemność sprawił mi taki fizyczny wysiłek. Upoiłam się przy zamiataniu, a potem w ciszy posiedzieliśmy z mężem na tarasie, to jest super mieć poczucie, że coś się mogło zrobić, tak bardzo cieszy taka prozaiczna czynność jak sprzątanie, albo poskładanie prania, które stało po wypraniu kilka tygodni ( te rzeczy wyprane po powrocie ze szpitala, o zgrozo). O jak to cieszy, jak się pochwaliłam mężowi, jak dziecko, że zrobiłam takie normalne, codzienne czynności i jaka radość, zwłaszcza, jak dostaniesz pochwałę, jak ktoś, kto Cię kocha to zauważy, to jest największa nagroda.

Mam ochotę jeszcze popisać, poczytać, bo nikt mnie do tego nie zmusza, ale chcę, wreszcie sama tego chcę.

Małe przemeblowanie pokoju, kolejne drobne prace porządkowe, a i kuchnia oprócz sprzątania, trochę poprzestawiane sprzęty na blatach aby było bardziej funkcjonalnie. Jest pochwała i akceptacja oraz pomoc ze strony męża a to dodatkowo cieszy. Ze spaniem jest różnie, muszę bardzo pilnować godzin i dawek brania leku aby w miarę działały. Spanie jest nadal za krótkie i tak budzę się bardzo wyspana a mogłabym jeszcze spać bo 5 h to już coś ale brakuje 6 i 7 godziny.