Zwyczajny, niezwyczajny dzień

Kolejny tydzień za mną, był pełen pracy i różnych emocji można powiedzieć jak zwykle, jak u każdego. Dal mnie żaden tydzień nie jest jak zwykle, na pewno nie tak samo jak przed udarem, bo każdy jest sporym wysiłkiem dla wszystkich, nawet codziennych czynności. Nie mogę sobie pozwolić na zbytnie zmęczenie, na przesilenie organizmu, bo natychmiast się buntuje, zna swoje granice i walczy ze mną za każdym razem o swoje prawa. Próbowałam nauczyć się pewnego nowego zadania, potrzebnego mi do pracy zawodowej, potrzebowałam na to kilka sporych godzin, prawie jak kiedyś w szkole i niestety udało mi się to opanować dopiero tuż przed wyznaczonym terminem, co przepłaciłam wcześniejszą frustracją, zdenerwowaniem i zniecierpliwieniem, że mi nie wychodzi. Obudziło się we mnie małe dziecko, które niecierpliwi się i tupie nóżkami jak mu coś nie wychodzi, we mnie w środku tupała złość i w końcu popłakałam się. Na szczęście nie poddałam się i zabierałam się za to zadanie kolejny raz, kolejny aż do skutku. Zrobiłam to w końcu, bo musiałam, bo takie miałam zadanie i po raz kolejny poczułam jak smakuje zwycięstwo, bo w takich kategoriach to oceniam. Każdy najmniejszy nawet sukces jest dla mnie ogromnym osiągnięciem, czego nigdy przed udarem nie dostrzegałam , albo nie doceniałam. Umiem cieszyć się z najmniejszych nawet osiągnięć i nikogo nie powinno to dziwić . Szkoda tylko,że nie umiem jeszcze dać sobie prawa do swoich słabości i niedoskonałości, dlatego moje zdenerwowanie i zniecierpliwienie, jak wolniej dochodzę do efektu i nad tym muszę pracować przy pomocy psychologa oraz pracy nad sobą