Minął rok po udarze, a ja tak trochę podświadomie, a trochę celowo odkładałam napisanie o tym, jakbym z jednej strony cieszyła się, że to już rok, który minął bez poważniejszych zdarzeń, z drugiej strony przecież ten rok to nie jest magiczny koniec zagrożenia. Wiem,że najgorsze zagrożenia już są za mną, ale to wcale nie znaczy, że udar nie zdarzy się już wcale i zawsze będzie to ten kolejny, oby nigdy to nie nastąpiło.
Bardzo spokojnie spędziłam czas w okolicy tej rocznicy, jeszcze byłam na urlopie, miałam gości z okazji imienin, które upłynęły bardzo rodzinnie. W ostatnim dniu urlopu jeszcze byliśmy z mężem nad morzem i obserwowała, że inaczej niż przed udarem muszę spędzać ten czas, zwłaszcza jak jest słońce. Nie wolno mi przebywać na słońcu bez kapelusza z bardzo dużym rondem, tak aby oprócz głowy osłonić kark i plecy i tylko w ten sposób pochodzić brzegiem morza, aby pomasować stopy chłodnym piaskiem i obmywać słoną wodą. A najlepiej aby tego słońca unikać, np. spacerując w cieniu, posiedzieć sobie na ławeczce na promenadzie spacerowej, posłuchać szumu morza z oddali. Po urlopie jestem trochę spokojniejsza, chociaż w pracy jak zwykle jest bardzo duże obciążenie umysłu różnorodnymi tematami i zmieniającymi się w ciągu kilku chwil zadaniami, a to jest trudno przyjmować ze stoickim spokojem, chociażby bardzo się chciało. Staram się jakoś to wszystko ogarniać i nie ulegać nadmiernym emocjom, aby nic złego mi się nie przytrafiło. Mam często takie objawy, bardzo napadowego bólu głowy, albo duszności z lewej strony pod sercem, wtedy po prostu idę napić się wody, herbaty, odetchnąć spokojnie i nie dać ponieść się emocjom. Oby jak najdłużej udawało mi się tak sobie radzić w trudnych sytuacjach stresowych.