Kolejny tydzień stycznia za mną, był bardzo trudny pod każdym względem i bardzo dobrze że się skończył. Codziennie po pracy chodziłam na rehabilitację i mimo że nie brałam już dalej masażu, to miałam godzinną gimnastykę i tkwiłam tam do 18-tej nawet bardzo, bardzo z dużym wysiłkiem ćwicząc na różnych przyrządach oraz na co najmniej 3 wielkości wielkości piłkach i na materacu oraz przy drabinkach, z taśmą, na podeście. Nawet mój kręgosłup LS się zbuntował, czyli jest to zgodne z zasadą na jedno pomagasz na drugie szkodzisz. Dziwny ten mój organizm, bo przykurcz lewej strony pozostał po udarze lewostronnym i to trzeba był teraz rozciągnąć gimnastyką, bo masaż niestety nie mógł być dalej prowadzony, ponieważ skończył się ogromnymi siniakami (to jak już pisałam jest do wyjaśnienia z lekarzami dlaczego, bo przed udarem tego nie miałam nigdy). Kręgosłup mam zdiagnozowany od kilku lat i wiadomo, że też nie wszystkie ćwiczenia mu służą (jestem po wypadnięciu i ustawieniu dysku) i mimo że bardzo uważałam to jednak 2 ostatnie dni już niektórych ćwiczeń nie mogłam zrobić wcale.
Jak zwykle niezawodna jest kilka razy dziennie tzw. foka czyli ćwiczenia Mc Kenziego na LS (na brzuchu) oraz założenie pasa lędźwiowego na kilka godzin (pas mam zapisany już kilka at temu przez neurochirurga).
Przez weekend muszę ten kręgosłup zregenerować przy pomocy powyższych metod a z ćwiczeń rozciągających póki co kontynuować w domu tylko i aż jazdę na stacjonarnym rowerku. W ubiegłym tygodniu miałam też terapię u psychologa i niestety usłyszałam, że jestem w gorszej kondycji psychicznej niż jak zaczęłam spotkania z tym terapeutą w październiku. Coś jest nie tak w tym co robię skoro zamiast poprawy zaczęłam się cofać. Przerobiliśmy w jakimś procencie ten stan rzeczy, nawet przeciągając czas terapii, tylko usłyszałam, że jak terapia zacznie „boleć” i dotykać bardzo czułych punktów to dopiero jest prawdziwa terapia i nie należy jej przerywać. Po wyjściu od psychologa rozpłakałam się i następnego dnia zaczęłam się trochę zbierać do kupy. Trochę muszę się wyzwolić z nadwrażliwości, przejmowania się wszystkim, płaczliwości z byle powodu a nade wszystko z tego, że wszystko muszę mieć zrobione na 150, 100%.
Często wystarczy robić coś na 50% cały czas pamiętając, że nie tylko ta jedna sfera życia jest najważniejsza, np. praca, bo jest jeszcze inne życie i to ono jest gdzie indziej niż praca. Usłyszałam też, że nie wszystko muszę z terapii od razu rozumieć i stosować, skoro psycholog uczył si e tego kilka lat to ja mam prawo uczyć się tego do stosowania i rozumienia jeszcze dłużej. Ale to wszystko generalnie jest trudne i niełatwe, zawsze takie było a teraz po udarze jest jeszcze trudniej i czeka nie bardzo dużo pracy, oczywiście pod pieką psychologa, bo bez niego to wcale nie udało by się mi wychodzić z tego życiowego zakrętu, a tak to jest chociaż nadziej, że jestem już na dobrej drodze i zmierzam, chociaż bardzo, bardzo powoli w dobrym kierunku, nawet jak chwilowo się cofam i robię 2 kroki do tyłu przy 1 kroku do przodu ale zawsze to jakiś ruch w tym moim schorowanym mózgu się odbywa. Bardzo dobrze, że nie jestem na tej drodze sama, tylko ktoś prowadzi mnie za rękę, nawet jak puszcza ją co chwilę, to znów podbiega aby mnie złapać jak się przewracam.