W minionym tygodniu obydwoje z mężem walczyliśmy z przeziębieniem. Najpierw, bardzo nagle zachorował mąż, dostał bardzo silnego kataru, więc pomagając mu przezwyciężyć te dolegliwości, jednocześnie ja ratowałam się, aby nie zachorować. Odwołałam nawet terapię, bo nie czułam się zdrowa, z katarem i bólem głowy (pierwszy raz mi się to zdarzyło).
Tydzień siedzenia w domu (urlop) i 2x dziennie inhalacje, leki przeciwwirusowe, krople do nosa, tabletki do ssania i wzmacnianie odporności. Codziennie był czosnek albo imbir (z umiarem, bo przecież biorę acard i nie mogę przesadzać z tymi środkami naturalnymi, które także rozrzedzają krew). Miód, cytryna, herbatki ziołowe, maliny w postaci mrożonych owoców oraz soków itp.
Jakoś udało się nam zwalczyć problemy, chociaż jeszcze dochodzimy do siebie, cały czas przyjmując rutinoscorbin. Robiłam wyniki krwi, bo mam w tym tygodniu wizytę u hematologa, nawet są niezłe, co prawda jakieś drobne wahania w rozmazie, jak zwykle, to już zinterpretuje specjalista.
Wracam do pracy po długim zwolnieniu i muszę uzbroić się w dużo spokoju i siły, aby podołać nowym wyzwaniom. Wspieram się też modlitwą i nadzieją. Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę, zwłaszcza że już w środę mam wizytę u psychiatry (w razie czego pomoże mi lekami) oraz terapię. Trzymajcie kciuki.