W pracy było całkiem dobrze, ale niestety przy pomocy leków, które musiałam brać już zaraz po przebudzeniu się, bo czułam coraz większy lęk. Po lekach super sobie radziłam, chociaż po powrocie z pracy byłam coraz bardziej zmęczona, nawet nie bardzo miałam zdolność do regenerowania sił, w walce z bólem głowy i niewypowiedzianym strachem, lękiem o to co się dzieje z moim organizmem. Niestety trzeba uczyć się zatrzymywania nad każdym objawem złego samopoczucia, posłuchać go, przeanalizować, wyciszyć, bo każdy z nich nie tylko nie jest obojętny dla tego co się czuje, ale może być zagrożeniem następnego udaru. Lepiej go zatrzymać złapać jak w sidła własnej troski, i przyjrzeć mu się, oswoić i ułagodzić aby nie eksplodował kolejnym atakiem.
Pamiętam jak moja Pani neurolog byłą bardzo zdziwiona jak kilka dni po powrocie ze szpitala, powiedziałam jej, że staram się dużo czytać o udarze aby poznać i oswoić tego mojego wroga, bała się czy emocjonalnie sobie z tym poradzę, czy jestem na to gotowa. Ja tego też nie wiedziałam, ale robiłam to, oczywiście z bardzo różnym efektem, raz było lepiej, raz gorzej, ale pozytywnie dla mojego organizmu, bo jestem tu i teraz, bez kolejnych większych incydentów (coś tam się działo po miesiącu).
Podobnie było z pracą , bardzo się bałam i boję nadal, ale podnoszę się i łapię palcami (nie tak jak kiedyś, całymi garściami) nowe zadania, nigdy nie jest łatwo ale jakoś jest, jakoś się pomału udaje.