Minęło 9 miesięcy po udarze

Tak jak po 9-u miesiącach są szczęśliwe narodziny, tak i ja myślałam, że narodzę się od nowa. Ale za wcześnie cieszyłam się, że jest dobrze, że coraz radzę sobie z emocjami, że poprzedni tydzień był pełen sukcesów. Jeszcze w środę podczas terapii tak podsumowałam ten miniony tydzień, byłam nawet pełna nadziei po EEG zrobionym we wtorek (mimo, że nie mam jeszcze wyniku, Pan wykonujący badanie sugerował, że nic złego się nie dzieje).

Wyszłam z terapii pełna nadziei, pełna optymizmu, ale już wiem, że to było przedwcześnie…
Już następny dzień w pracy to były same porażki i upokorzenia, i musiałam podratować się doraźnie tabletką psychotropu i na noc wziąć Trittico aby się pozbierać i dobrze spać. W piątek za to byłam lekko otępiała w pracy ale za to spokojniejsza i zupełnie wyciszona. W sobotę niewiele mi się chciało robić, zwłaszcza, że od rana siedziałam w laboratorium na analizie krzywej cukrowej – to lekarz od nadciśnienia zasugerowała aby sprawdzić poziom cukru w związku z moimi nowymi dolegliwościami związanymi z drętwieniem i mrowieniem stóp. Mam już wynik, który obliguje mnie do pilnego dalszego kontaktu z lekarzem kierującym – jest stan przedcukrzycowy. Jakoś nie nastraja mnie to optymistycznie, niestety. Tak się tez wczoraj czułam, popłakiwałam, wszystko mnie rozwalało i wyzwalało niepokojące emocje, byle, jaki mały problem z komputerem, spowodował zdenerwowanie, płacz i bezsilność. O godz 21 poszłam się położyć aby nie pokazać mężowi emocji jakie mną targały. Zanim zasnęłam, wcześniej porządne się wypłakałam, mając świadomość, że płaczę prawie bez powodu albo z bardzo błahego powodu. Ten stan ducha odzwierciedlił się też mrowieniem stóp w dużym nasileniu oraz bólem w klatce piersiowej. Tak bardzo jestem nieodporna na takie nawet małe niepowodzenia, przeżywam to teraz po udarze bardzo mocno i z nieadekwatnym do ich wielkości i powagi natężeniem. Dobrze, że wczoraj wypiłam dużą porcję ziół – mieszanka morwy, pokrzywy, melisy i bzu czarnego (kwiat). Spałam może niekoniecznie bardzo spokojnie, bo trochę się budziłam, miałam jakieś sny ale na dobre obudziłam się ok 6.30. Wyspałam się ale nastrój i tak nie jest najlepszy, trochę senna niedziela (pogoda deszczowa) się kończy i jak zwykle mam dużo lęku i niepewności przed czekającym mnie nowym tygodniem nie tylko w pracy. Mam dalej rehabilitację i kilka wizyt u lekarzy, więc tydzień będzie tak jak poprzedni bardzo męczący i obciążający mnie fizycznie i psychicznie. Trzymajcie za mnie kciuki.