Akceptacja swoich ułomności po udarze mózgu to bardzo ważny krok do sukcesu. Uczę się tego od ponad półtora roku i wiadomo, że po drodze miałam bardzo różne okresy.
Przypominam sobie okres, kiedy to 2 miesiące po udarze, chciałam być tak silna i pewna siebie jakby nic się nie stało, pracowałam i nawet jak nie mogłam, to nie bardzo chciałam sobie dać przyzwolenie na słabości. To był okres wyparcia, kiedy to próbowałam żyć normalnie, jakby nic się nie stało, a słabości przykrywać uśmiechem, makijażem, pewnością siebie. Karmiłam się kolejnymi sukcesami, pokonywaniem przeszkód i wydawało się, że najgorsze za mną.
Niestety rok takiego tempa i znów stany lękowe, zagrożenie TIA, zawroty głowy, bóle, odrętwienia i kolejne pół roku wyłączenia z tempa pracy i uczenie się akceptacji swoich niedoskonałości i niemocy.
Nie mogę już pokonywać tylu przeszkód, narzucać sobie takiego tempa pracy, mogę tyle, ile mogę. Nawet przy prostych czynnościach domowych nie mogę np. się schylać, zbytnio podnosić rąk- bo to kończy się zawrotami głowy.
Mam niedowład lewostronny i dlatego dolegliwości bólowe po całej lewej stronie są i będą, mogę je tylko delikatnie ćwiczyć, rozmasowywać (ale nie przez rehabilitantów, bo przeciwwskazaniem jest moja choroba Renu-Oslera-Webera i skłonność do siniaków i wylewów podskórnych). Uczyć się żyć ze swoimi ograniczeniami to mój cel.