Tydzień ósmy – psycholog

Na razie jestem po 1 wizycie, pani psycholog pozwoliła mi się wygadać , wypłakać, przede mną następna „z zadanymi „ tematami do przerobienia. Mam sprawiać sobie przyjemności, nie zadręczać się niepozytywnymi myślami. To w połączeniu z bardzo powoli działającymi lekami antydepresantami zaczyna troszeczkę stawiać mnie na nogi.

Z większym zainteresowaniem czytam o swojej chorobie, tego jest tak bardzo dużo w internecie, tylu ludziom się to przytrafiło, jakoś zaczynam dojrzewać do pisania nie tylko w kajeciku, ale i tutaj.

Przecież ja mam cały czas koło siebie mojego cudownego anioła stróża, najbliższą mi osobę, kochanego męża. Nie zmusza mnie ale delikatnie mobilizuje i wspiera. Wiem ,że nawet jak ja nie czytam ani nie piszę nic na temat, to on to robi aby być na bieżąco.

Piszę bardzo nieregularnie, ale mam takie napady, że nie mogę się oderwać. Zresztą tak jest ze wszystkim, powoli wraca mi ochota do życia i do wykonywania codziennych czynności, śpię trochę lepiej, chociaż szału nie ma, czuję jak jest to sztuczny sen, spowodowany lekiem, nie ma zwykłego ludzkiego ziewania, znużenia, jest chemiczne działanie na mózg, ale dobre i to…

2 miesiące po udarze jest kolejny mały epizod udarowy, nad ranem zdrętwienie kończyn, ból głowy, problemy z widzeniem przez cały dzień – ale na szczęście przeszło – zgłoszę to oczywiście lekarzowi (zapisane w kajeciku).

Oprócz spacerów, w miarę możliwości, wykonuję masaż niewładnych części, szczególnie udo (sama albo z pomocą męża)- tak poradziła nam rehabilitantka i coś w tym jest. Na kolejne ćwiczenia usprawniające jestem zapisana za jakiś czas, święte słowa fachowca od rehabilitacji : trzeba zrobić porządek z głową a na kończyny przyjdzie czas…